Nigdy nie byłam za granicą, aż do momentu kiedy rodzice postanowili mnie wysłać na kurs językowy do Niemiec. Co prawda uczyłam się od roku tego języka w szkole, ale nie był on na jakimś rewelacyjnym poziomie.
Moje nieudane zagraniczne obozy językowe
Na tym kursie miało się to zmienić, a ja miałam przejść na stopnień średnio zaawansowany z podstawowego. Nie żebym nie sądziła, ze takie kursy językowe za granicą nie są przydatne czy nie pomogą mi w przyszłości. Ale nie mniej jednak wolałam się uczyć języka w domu, zanim gdziekolwiek wybiorę się za granicę. Rodzice tego nie rozumieli i na siłę starali się mnie przekonać, że to świetna sprawa. Zatem czekały mnie zagraniczne obozy językowe w Niemczech. Nie znałam nikogo z pozostałych kursantów. Poza tym, sama nauka nie byłą tutaj najgorsza. Wyglądało to podobnie jak w szkole. Gorzej było jak wychodziliśmy na miasto i trzeba było kupić coś w sklepie, czy zapytać się o drogę, jeśli się zgubiliśmy. Mój niemiecki nie był aż tak dobry, żeby się swobodnie porozumiewać. Wolałam już zostać w jednym miejscu i posiedzieć trochę w jakimś parku, niż wędrować bez celu i później martwić się jak wrócę do domu. Dla mnie takie obozy językowe to byłą totalna porażka. Na pewno nie chciałabym drugi raz na nie jechać. Rodzice tego nie rozumieli, dla nich to miał być świetny wyjazd z nauką, która na pewno mi się przyda w przyszłości.
Na jednak wolałabym się uczyć niemieckiego w szkole, a za granicę wyjechać dopiero wtedy, kiedy moje słownictwo będzie na tyle zaawansowane, że nie będę się musiała się męczyć w zwykłej rozmowie w sklepie.