Mój pies ostatnio się źle czuł. Nie miał ochoty na jedzenie, nie chciał wychodzić na spacery, miał problemy żołądkowe. Nie było poprawy przez dwa dni, więc zabraliśmy go do weterynarza. Zgadywanie co może mu być było zbyt trudne, a nie można lekceważyć takich objawów. Zawsze szybkie leczenie przynosi lepsze rezultaty.
Weterynarz uratował naszego psa
Nie tak dawno Azorek miał kleszcza na grzbiecie, ale go usunęli. Zrobili mu badania i niby wykazały że nie ma on boreliozy, ale może wdało się jakieś zakażenie, które uwidoczniło się potem. Umówiliśmy się jak najszybciej ze znajomym lekarzem. On zbadał naszego Azora i stwierdził, że to na pewno nie borelioza, ale wykona badania krwi na obecność wirusów i bakterii. Osłuchał pieska i sprawdził jego parametry. Poza kłopotami gastrycznymi nie wydawał się mieć innych. Czekaliśmy na wyniki, żeby wiedzieć co mu jest. Okazało się, że to jakieś paskudne zakażenie, które powodowało dolegliwości. Azor nie chciał jeść, bo drobnoustroje chorobotwórcze umiejscowił się głównie w żołądku. Stąd te biegunki i brak chęci na spacerki. Od weterynarza dostał lekarstwa i mieliśmy się z nim stawić za tydzień do kontroli. Weterynarz pochwalił nas za szybką reakcję, bo takie wirusy szybko się rozprzestrzeniają i stan pieska mógł się szybko pogorszyć. Po wdrożeniu leczenia powinno już być lepiej. Sumienie dawaliśmy Azorowi wszystkie leki w jedzeniu, choć on mimo to podchodził do nich niechętnie. Trzeba było się czasem namęczyć, żeby je połkał.
Starania jednak przyniosły rezultaty. Azorek czuł się coraz lepiej i po tygodniu wyniki wyszły o wiele lepiej. Jeszcze przez tydzień miał przyjmować leki dla pewności. Najważniejsze jednak że wirusy zostały unicestwione. Azorek znowu chętnie je i wychodzi na spacery. Mamy nadzieję, że pozostanie już zdrowy.
Więcej informacji http://weterynariawesola.waw.pl